niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 11

Mimo 2,5 godziny spędzonej w domu dziecka, nie spotykasz tam Anastazji. Najbardziej ubolewa nad tym Laura, która snuła się jak nigdy. Próbowałeś ją jakoś zabawić, ale kompletnie nie miała nastroju. 

Bardzo cię to zastanowiło. Dlaczego nie przyszła? Mówiła, że przyjdzie...
 Stefan, jesteś taki naiwny. Wierzysz w każde jej słowo... Zauważyłeś?

Żegnasz się z dziećmi gdyż Eva woła je już na kolację. Na samym końcu zostaje ci jeszcze szatynka.
- Następnym razem na pewno przyjdzie - unosisz podbródek Laury uśmiechając się delikatnie. 
- Ale dlaczego nie przyszła dzisiaj? - zapytała smutno.
- Nie wiem, skarbie. Na prawdę nie wiem - wzdychasz.
- A zapytasz się jej?
- Jeśli ją spotkam to oczywiście. Do następnego razu - przytulasz dziewczynkę po czym wychodzisz z sali. Przemierzasz korytarza, a potem wychodzisz na zewnątrz. Kierujesz się do parku. Tamtędy będzie bliżej. Idziesz cały czas myśląc o Anastazji. Zastanawiasz się co mogło się stanąć na przeszkodzie by odwiedziła dzieciaki.
W pewnym momencie widzisz jakąś postać na ławce. Kolana ma podciągnięte pod brzuch, obejmuje je rękami, a głowę schowana jest pomiędzy nogami. Podchodzisz wolnym krokiem bliżej. W postaci rozpoznajesz dziewczynę, a konkretniej Anastazję.
Widzisz jak jej ciało cały czas drży pod wpływem zimna, a ona cicho szlocha. Dotykasz delikatnie jej kolana, a ona natychmiast się zrywa stając na równych nogach i się rozgląda. Ma podpuchnięte, czerwone oczy, rozmazany tusz do rzęs, i czerwony nos oraz policzki.
- Stefan - jęczy i opada z powrotem na ławkę. Siadasz obok niej i przytulasz.
- Ćśśśś. Nic nie mów - uspokajasz ją przyciskając do siebie. Gładzisz jej plecy, a ona co jakiś czas pociąga nosem.  Po kilku minutach odsuwa się od ciebie.
- Przepraszam - ociera policzki - Przepraszam. Już idę. Zapomnij o tym - mówi wstając i biorąc torbę lecz ty szybko chwytasz jej nadgarstek, a ciało dziewczyny momentalnie nieruchomieje. 
- Anastazjo... Jesteś cała roztrzęsiona i do tego przemarznięta. Chodźmy do mnie. To niedaleko stąd. Powinnaś się rozgrzać i to jak najszybciej bo zachorujesz... Pogadamy. - mówisz.
- Nie... Ja... Nie chcę ci zawracać głowy. W ogóle... W ogóle się mną nie przejmuj. Poradzę sobie, a chora nie będę - ociera nos i chce iść lecz ty mocniej ściskać jej dłoń.
- To nie była propozycja do rozpatrzenia Anastazjo - stwierdzasz - Chodź. - mówisz stanowczo.
Chwilę się waha po czym ustępuje i pozwala ci się prowadzić. Idziecie szybkim krokiem i po niecałych 5 minutach jesteście w twoim mieszkaniu. Zdejmujecie kurki, a ty nakazujesz Anastazji by poszła do salonu i okryła się kocem. Dziewczyna posłusznie się tam udała, a ty poszedłeś zrobić wam herbaty z cytryną. Po 10 minutach siadasz obok niej wręczając jej kubek z gorącym napojem.
- Dlaczego siedziałaś tam sama o tej porze? Mogłaś nabawić się serio jakiejś choroby, albo ktoś mógłby ci coś zrobić - zaczynasz lecz ona milczy zaciskając mocniej dłonie na kubku. - Anastazjo, posłuchaj - gdy wypowiadasz te słowa podnosi na ciebie wzrok, a w jej oczach widzisz smutek, strasz, ból, przygnębienie i zmęczenie życiem. Tak bardzo chciałbyś żeby stamtąd zniknęły. Nienawidzisz gdy jest jej przykro. - Chciałbym ci jakoś pomóc, ale nie bardzo mogę skoro praktycznie nic o tobie nie wiem i nie chcesz mnie do siebie dopuścić. - obserwujesz uważnie jej reakcję, ale ona nic nie robi. Wzdychasz tylko i upijasz łyk herbaty - Masz zamiar siedzieć tak w milczeniu cały czas? - pytasz. Ona odstawia kubek a na ławę i patrzy na ciebie, a ty przyglądasz się każdemu jej ruchowi. 
- Stefan - zaczyna i bierze głęboki oddech. - Ja... wiesz, dziękuję ci za wszystko. Na prawdę, to wiele dla mnie znaczy, że w ogóle się mną w jakiś tam sposób przejąłeś, ale - urywa na chwilkę - Nie powinieneś się tak bardzo angażować w znajomość ze mną bo to mimo tego co ci się wydaje nie jest takie proste. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. 
- Chyba nie do końca rozumiem - wtrącasz się. - Chciałem ci tylko pomóc. 
- Skąd wiesz, że jest w czym? - fuczy. Zmiana taktyki na atak?
- Bo nie jestem ślepy, Anastazjo - odpowiadasz spokojnie. 
- Ale dopiero ci powiedziałam, że nie powinieneś się angażować. W żadną pomoc. Zresztą ja jej nie potrzebuje. Poradzę sobie sama - wstaje z kanapy  - Dziękuję, ale muszę już iść.
- Gdybyś opowiedziała co cię dręczy, byłoby ci lżej - również wstajesz.
- Nie byłoby - mówi cicho, ale dobitnie po czym szybko znajduje się w korytarzu gdzie chwyta kurtkę i wybiega z mieszkania. 
Ty natomiast masz jeszcze większy mętlik w głowie. Ta dziewczyna to faktycznie większa zagadka niż się spodziewałeś. Będzie ją bardzo trudno rozwiązać.
Mówiłam, że teraz górka będzie wyższa.
***
Takie coś wyszło. Nie mam Wam właścieiw nic do napisania. Chyba tylko tyle, że następny  pojawi się w środę/czwartek bo ten tydzień będę miała bardzo luźny ;)
Pozdrawiam ;**

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 10

Budzisz się następnego dnia i leżysz chwilę na łóżku. Przypomina ci się wczorajszy wieczór miło spędzony ze Stefanem. Dawno z nikim nie rozmawiałaś o czymkolwiek, a co dopiero o sobie. 

Wstajesz w wyśmienitym humorze, którego nic nie może ci zepsuć. Tak ci się przynajmniej wydaje. W pracy jesteś o 7:30 Witasz się ze wszystkimi po czym ubierasz fartuszek i bierzesz się za ściąganie ze stolików krzeseł oraz rozkładanie wazoników z kwiatkami czy cukierniczek. 
Gdy o 17:20 masz wreszcie zamiar się zbierać szef wzywa się do siebie. Dziwisz się, ale posłusznie pojawiasz się w jego gabinecie, w którym jest już jakaś kobieta.
- Zostawię panie same - mówi mężczyzna, a ty stoisz zdezorientowana na środku pokoju. Blondynka wstaje z krzesła i podchodzi do ciebie po czym chwyta twoje dłonie. 
- Cześć Anastazjo - uśmiecha się ciepło, a ty wgapiasz się w nią kompletnie nie wiedząc co ze sobą zrobić. - To ja. Twoja mama - mówi szeptem.
- Że kto moja? - jąkasz się. To przecież niemożliwe. 
- Jestem twoją mamą - powtarza , a ty natychmiast wyswobadzasz swoje ręce z jej uścisku.
- Ta która zostawiła mnie samą z ojcem alkoholikiem? - pytasz bez emocji ostatkami sił powstrzymując łzy, które chcą wypłynąć spod twych powiek i łamiący się głos. - A sama uciekła? Wybacz, ale nie chcę znać tej matki - mruczysz zdenerwowana i zrozpaczona jej tak nagłym pojawieniem się. Odwracasz się na pięcie.
- Anastazjo, poczekaj. Chcę z tobą porozmawiać - zatrzymujesz się wpół kroku, a z twoich oczu wypływają łzy.
- O czym? O tym jak fajnie było wyjechać bez zobowiązań? - całkowicie się rozklejasz. Dobrze, że stoisz do niej tyłem bo chyba wybuchnęłabyś niepohamowanym szlochem gdyby nie to. 
- Kochanie - szepcze kładąc dłoń na twoim ramieniu, ale ty od razu ją strącasz. Milknie - Ja rozumiem, że możesz mnie nienawidzisz i w sumie masz do tego prawo, ale ja...
- Skoro mam do tego prawo, to pozwól mi z niego skorzystać. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - mówisz i wychodzi z gabinetu i ocierając łzy szybko wbiegasz do pomieszczenia dla personelu. Chwytasz kurtkę, oraz torebkę i chcesz wychodzić
- Nastka, co się stało? - zapyta Lily chwytając cię za przedramię. 
- Nic - ocierasz policzek.
- Przecież widzę - mówi miękko próbując spojrzeć ci w oczy - Chcesz pogadać?
- Wybacz, ale nie. Nie martw się, lecę - rzucasz na odchodnym i szybko wychodzisz z budynku.
***

Krótko, ale już się chyba przyzwyczaiłyście :) Długo mnie tu nie było, ale wreszcie wróciłam. Powiedzcie mi czy chcecie rozdziały w niedziele, czy w środy i niedziele? ^^
81 tutaj--> zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com
Pozdrawiam ;**