niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 17


Po treningu zaczynasz szykować się na imprezę/ domówkę czy jak kto woli. W końcu przy tak pięknej dziewczynie trzeba się prezentować Zakładasz czarne dżinsy oraz niebieską koszulkę w kratę, przy której nie zapinasz kołnierzyka. Włosy układasz na żelu i patrzysz w lustro czy jakoś wyglądasz. Jak dla ciebie może być. Dla mnie też. Jest okej.

O 18:50 wychodzisz z mieszkania, zamykasz je i wsiadasz do swojego auta, którym ruszasz w stronę domu Anastazji Gdy tam jesteś dziewczyna czeka już przy bramce. Po jej postawie widzisz, że jest zdenerwowana. Wysiadasz witasz się i jak na prawdziwego gentlemana przystało otwierasz jej drzwi od strony pasażera za co dziękuje lekkim uśmiechem. Potem sam wsiadasz i kierujesz się do nowego mieszkania Michaela. Blondynka nie odzywa się ani słowem.
- Ej, nie denerwuj się - mówisz miękko - Jeśli ci się nie spodoba, to po prostu wyjdziemy - uśmiechasz się.
- To dla mnie po prostu coś nowego. Prawie wcale nie chodziłam na żadne tego typu przyjęcia. Czy w ogóle na jakieś przyjęcia - mówi cicho patrząc za szybę.
- Jakby co to przecież cały czas tam będę - kładziesz rękę na jej dłoni, a ona zdziwiona spogląda na ciebie po czym od razu cofasz dłoń i skupiasz się na drodze.
- Będę pamiętać - mówi patrząc na ciebie z ukosa. 
Kilka minut później jesteście pod odpowiednim blokiem. Gdy na treningu powiedziałeś Hayboeckowi, że przyjdziesz z dziewczyną, a konkretnie Anastazją to o mało się  nie przewrócił. Do tej pory nie wiesz co konkretnie wprowadziło go w taki stan osłupienia.
Wchodząc do budynku, odnajdujecie odpowiedni numer mieszkania i dzwonisz dzwonkiem. Czekacie kilka sekund po czym drzwi się otwierają i staje w nich uśmiechnięty blondyn.
- O! Proszę, wchodźcie, wchodźcie - mówi wesoło i otwiera szerzej drzwi.- Już myślałem, że to sąsiedzi- śmieje się. - Dajcie mi kurtki - poleca, a wy posłusznie oddajecie mu swoją odzież wierzchnią. - No Stefnaku, to może przedstawisz swoją piękną koleżankę - uśmiecha się do blondynki co ona odwzajemnia.
- Anastazja, Michael, Michael, Anastazja - zapoznajesz ich ze sobą, a blondyn zamiast uścisnąć dłoń Any składa na jej wierzchu delikatny pocałunek na co ona się rumieni, a ciebie szlag jasny trafia. Hej, hej, Stefuś, spokojnie! 


Nie wiesz dlaczego cię to tak wkurzyło. Ja! Ja wiem, mogę powiedzieć? Przecież blondyn to twój przyjaciel, a tobie od razu włącza się jakaś chora zazdrość? I to nawet o dziewczynę, która właściwie nie jest nawet twoja. Przyjaciel? Tym chyba dla niej jesteś. Ale czy na pewno? Czy ona też uważa cię już za przyjaciela? Czy może dla niej wciąż jesteś tylko kolegą? Bo ci się mózg przegrzeje. Wrzuć na luz. To był mały nic nie znaczący gest, a ty się tak produkujesz. 

- Idziesz? - szturcha cię delikatnie w ramię Ana i budzisz się z zamyślenia
- Tak, jasne - posyłasz jej blady uśmiech na co ona lekko marszczy brwi, ale nic więcej już nie mówi.

***
Krótki więc musiałam dorzucić jeszcze te myśli Stefana. Czasem Kraft wcale nie chce się dać napisać. Pamiętam, że w tym rozdziałem miałam mega problem. Następny będzie dłuższy :) I pojawi się w środę :)
Dzisiaj tutaj -> pojawi się 89 http://zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com/
I zrobiłam coś głupiego, ale założyłam kolejnego. Wiem, że macie mnie już dość, ale mam cichą nadzieję, że tutaj też ktoś wpadnie. Powitanie i bohaterowie już są
-> http://nie-ryzykujesz-nie-wygrywasz.blogspot.com/
Pozdrawiam ;**

wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział 16


Żegnasz się ze Stefanem i wchodzisz do domu. Gdy zamykasz drzwi szybko zdejmujesz kurtkę, buty i ruszasz do kuchni gdzie przy stole siedzi trzeźwy; przynajmniej na takiego wygląda ojciec. Stajesz oniemiała w progu gdy widzisz, że twarz ma schowaną w dłoniach i chyba płacze.

- Tato? - pytasz cichutko i niepewnie. On natychmiast siada prosto i stara się chociaż stworzyć pozory, że nie uronił ani jednej łzy.
- Nastka, ja przepraszam - duka. - Ja ciebie przecież tak strasznie, okropnie skrzywdziłem - wstał i zrobił krok w twoim kierunku, a ty mimowolnie cofnęłaś się - Wiem ile przeze mnie wycierpiałaś i ja chciałbym...
- Wiesz ile przez ciebie wycierpiałam?! - śmiejesz się gorzko. Masz ochotę wyrzucić teraz z siebie wszytko co dusisz w środku. - Nie masz bladego pojęcia co przez ciebie i przez matkę wycierpiałam. Bladego! - machasz rękami.
- Tak byliśmy kiepskimi rodzicami... - spuszcza wzrok
- Kiepskimi? - prychasz. - To trochę mało powiedziane, nie uważasz? - krzyżujesz ręce na klatce piersiowej. 
- Wiem, że to była dla ciebie katorga i dlatego ja chciałem teraz te wszystkie lata bardzo cię przeprosić. Chcę się zmienić. Żeby było lepiej. Obiecuję. Pójdę na terapię i przestanę pić. Nigdy więcej nie zastaniesz mnie pijanego na kanapie. Obiecuję, nigdy - głos mu się łamie, a w twoich oczach stają łzy. - Czy mogę cię przytulić? - pyta patrząc ci w oczy. Wahasz się, ale niwelujesz odległość, która was dzieliła i przytulasz go mocno. Cała złość i ból wyparowały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zapominasz nagle o wszystkim co chciałaś powiedzieć gdy tylko słyszysz jego przepełniony bólem i rozgoryczeniem głos oraz zaszklone oczy. Pierwszy raz w życiu widziałaś jak twój ojciec płacze i to złamało ci serce na milion kawałeczków mimo, że wcześniej także było już wielokrotnie łamane. 
- Tato.. - szepczesz niemal płacząc przytulając go mocno.
Czyżby wreszcie wszytko miało zacząć się układać?
- Nic nie mów. Chciałbym, abyś spróbowała mi wybaczyć. Wszystko zrozumiałem. Nie kupię już piwa. Ani jednego. Przysięgam - zaczyna się powtarzać, ale ty jesteś zbyt wzruszona i ogólnie zbyt targana emocjami by to zauważyć.
- Wybaczam tylko nigdy tego więcej nie rób - szepczesz.
Stoicie tak kilka chwil, a potem odrywacie się od siebie.
- Jesteś głodna? - pyta.
- Bardzo - odpowiadasz.
-  W takim razie usiądź, a ja zrobię nam herbaty i kanapki - poleca, a ty siadasz przy stole.
Po godzinie leżysz w swoim łóżku lecz nie możesz zasnąć. Ten ogrom dzisiejszych wydarzeń i emocji ci na to nie pozwala. 
Ojciec, który chce przestać pić. To chyba coś najwspanialszego co mogło cię spotkać. Tak bardzo się cieszysz, że może być tu jednak normalnie i obiecałaś pomóc tacie w terapii. W takich wsparcie jest najważniejsze. Może ty będziesz dla niego w tej sytuacji taką podporą jaką on nie był dla ciebie... Szybko odrzucasz od siebie tą złośliwą myśl. Dzisiaj chcesz myśleć tylko o pozytywach.
Przenosisz wzrok z sufitu na okno i teraz w twojej głowie pojawia się inny mężczyzna. Dużo młodszy, przystojny brunet o dużych ciemnych wesołych oczach i pięknym uśmiechu. Tak, dokładnie. Stefan Kraft. Wiesz, że nie potrafisz "nie wchodzić mu w drogę". Nie potrafisz. Zwłaszcza kiedy zaprosił cię na imprezę do swojego kumpla.
Myśl, że dzisiaj o mały włos cię nie pocałował przyprawia cię o przyjemne dreszcze. Stefan to na prawdę wspaniały człowiek, a ty teraz to zrozumiałaś. Jest taki pełen życia, zabawny, miły i spontaniczny. Świadczy o tym choćby ten jego wybuch radości gdy powiedziałaś, że pójdziesz z nim na tą imprezę. Teraz w sumie masz wątpliwości. Przecież nikogo tam nie znasz. Co jeśli cię nie polubią bo od razu zorientują się jaka jesteś? Ta myśl okropnie cię przytłacza. Mówiłam już, Anastazjo, zaryzykuj.
***
Yggh, co to za okropność? Ja serio to napisałam? ;/ Masakra.
Przepraszam za nieobecność, ale ta ładna pogoda odciągała mnie skutecznie od laptopa.
Ogłaszam wszem i wobec, że nic nie zmieniam w tej historii i rozdziałów będzie 25 + epilog. Tak, już wszystkie mam napisane.
Do niedzieli:)
Pozdrawiam ;**

niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 15


Nie widzisz się z Anastazją przez cały tydzień. Ty musiałeś wyjechać na konkurs, a ona kurowała się w domu. 

Wreszcie po ponad tygodniowej nieobecności pojawiasz się w Domu Dziecka. Gdy wchodzisz do sali maluchy od razu otaczają cię ciasnym kółeczkiem.
- Przyjdzie dzisiaj Anastazja? - to pytanie powtarza się cały czas lecz musisz ich rozczarować. Nie masz pojęcia czy blondynka się pojawi. Zajmujecie się zabawą, a gdy jesteście w trakcie grania w chowanego wszystkie małolaty zrywają się ze swoich kryjówek, a ty zdezorientowany podążasz za nimi wzrokiem. Wszyscy witają się z Anastazją. Dziewczyna podchodzi również do ciebie.
- Widzę, że już w pełni zdrowa i moje kanapki pomogły - żartujesz.
- Bez twoich kanapek bym nie przeżyła - również się śmieje i widać że jest w wyśmienitym humorze. 
- Wiadomo - potwierdzasz i patrzysz w jej oczy, o których nie możesz oderwać wzroku. Zastygacie chwile w bezruchu nie mogąc przerwać transu lecz dzieciaki stwierdzają, że znudziło im się już czekanie i "wykorzystaliście już swój czas na przywitania" więc ciągną was,  abyście usiedli na dywanie i każdy ma zaproponować jakąś zabawę, a potem zagłosujecie co będziecie robić. W końcu pada na "ile kroków do domu". "Matką" ma być Ana. Ty wraz z dzieciakami stajesz na jednym końcu sali, a ona na drugim.
Bawicie się już 10 minut i ty póki co wygrywasz. Chyba traktujesz tą zabawę zbyt poważnie. 
- Stefan! Powinieneś dać im fory! - śmieje się Anastazja kucając na końcu dywanu.
- Właśnie - jęczą maluchy.
- W życiu - śmiejesz się. Na prawdę zabawa z nimi sprawia ci niewiarygodną frajdę. - No to mamo, ile kroków do domu? - pytasz.
- Niech pomyślę - blondynka przybiera minę myślicielki i udaje, że usilnie się nad tym zastanawia. Dla ciebie to czysta przyjemność patrzeć na nią gdy jest taka radosna. - 5 żabek Stefanku - cmoka w powietrzu, a ty wykonujesz 5 skoków.
- Wygrałem! - krzyczysz uradowany unosząc ręce do góry w geście tryumfu. 
- Jeszcze nie przekroczyłeś linii dywanu - wskazuje placem na koniec wykładziny, której faktycznie nie przekroczyłeś całą stopą i wystawia ci język. W tym momencie ktoś wskakuje na twoje plecy i wesoło się śmieję, a ty tracisz równowagę i lecisz do przodu prosto na Anastazję, którą przy okazji przewracasz. Trzymasz ręce nad jej ramionami, czujesz jak ciężar z twoich pleców lub jak kto woli Laura, najwyraźniej znudziła się ta zabawa i zaczyna krzyczeć i biegać po sali wraz z innymi dziećmi.
Ty mimo to nie możesz (czy może nie chcesz?) wstać i cały czas wpatrujesz się w oczy dziewczyny, która również nie odwraca wzroku. Jej rozpuszczone włosy rozłożyły się pięknie na podłodze wokół twarzy tworząc "aureolę". Wydaje ci się, że to trwa wiecznie. Masz nawet ochotę ją pocałować. Powiedzmy sobie szczerze, masz wielką ochotę. 
- No weźcie już wstańcie! - krzyknął Jonas, czterolatek. - Co wy sobie nosy oglądacie? - zapytał.
- Właśnie, ymm możesz ze mnie zejść? - ocknęła się Anastazja chrząkając.
- Yyy... tak, tak, jasne - obudziłeś się z wizji pocałunku i zerwałeś wręcz na równe nogi lecz nie zauważasz miśka, o który się potykasz i znów lądujesz na podłodze. Cała sala wybucha śmiechem. Ty również śmiejesz się leżąc na podłodze. 
- Lubisz tę podłogę, co? - pyta blondynka podając ci z uśmiechem rękę.
- To chyba ona lubi mnie - odpowiadasz i chwytając jej dłoń wstajesz także się uśmiechając.
- Wyglądało to raczej tak, jakbyś to ty na nią leciał - dźgnęła cię w bok. Zupełnie jej nie poznajesz. Widać u niej jakąś zmianę. Na dobre, a nawet na bardzo dobre. Uśmiecha się, jest bardziej otwarta i rozmowna w porównaniu z dziewczyną, którą poznałeś blisko miesiąc temu. Cieszy cię to.
- Zależy z jakiej perspektywy - ciągniesz droczenie się.
- Z mojej na pewno. - szczerzy się.
Resztę czasu, którego zostało wam już niewiele spędzacie na zabawie z maluchami. Już nie grupowo, a bardziej indywidualnie. Jedni rysują inni bawią się w sklep, jeszcze inni układają puzzle. Później sprzątacie, dzieci idą na kolację, a wy wychodzicie z budynku. Na początku chwilę milczycie. 
- Jutro mój kumpel robi małą imprezę - zaczynasz, a ona spogląda na ciebie. - Masz ochotę iść ze mną? - pytasz. Masz nadzieję, że się zgodzi, ale widzisz jak się waha. Analizuje wszytskie "za" i "przeciw".
- Wiesz, w sumie.... czemu nie? - uśmiecha się delikatnie.
- No to świetnie - cieszysz się i w przypływie radości przytulasz ją do siebie unosząc do góry, ale od razu się opanowujesz się i zwalniasz uścisk. - Przepraszam - posyłasz jej przepraszający uśmiech. Widzisz jak się trochę spięła, ale przede wszystkim zdziwiła.
- Nic się nie stało - mówi unosząc kąciki ust ku górze.- O której po mnie wpadniesz? - zatrzymuje się przed bramkę zmienając umiejętnie temat.
- O 19 - uśmiechasz się. - Do jutra Anastazjo.
- Do jutra - powtarza i rusza w kierunku drzwi wejściowych, za którymi po chwili znika. Szczerzysz się sam do siebie jak głupek i idziesz w kierunku swojego mieszkania. 

***
Jest tradycyjnie w niedziele również :) Właściwie od tego rozdziału zaczyna się dopiero dziać :)
Myślę, że kolejny dodam w środę,
Pozdrawiam ;**

środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 14

Kraft miał rację. Zachorowałaś. Od rana męczy cię gorączka, katar i kaszel. Nie zjadłaś kompletnie nic i czujesz się cholernie osłabiona. Wzięłaś tabletki i nie masz najmniejszego zamiaru wychodzić z łóżka. Dzwoniłaś do pracy, że nie przyjdziesz, a Sophie obiecała, że poinformuje szefa i weźmie za ciebie zmianę Ta dziewczyna jest po prostu cudowna. Nie raz zdarza jej się pracować od rana do nocy po to by nazbierać pieniądze na studia. 

Ucinasz sobie drzemkę. Nic dziwnego przy temperaturze gdy słyszysz dzwonek do drzwi. Nie masz zamiaru, a co dopiero ochoty czy siły wstawać i jeszcze otwierać drzwi. Przewracasz się na drugi bok i nakrywasz głowę kołdrą. Jednak osoba zakłócająca twój spokój nie zamierza odpuszczać. Narzucasz więc na siebie szlafrok przeklinając dzwonek, chorobę i tego kto dzwoni. Wychodzisz z pokoju i po drodze jeszcze patrzysz na siebie w lustrze. Masz nadzieję, że gdy tylko otworzysz drzwi osoba, która tam stoi ucieknie przerażona i będziesz mogła w spokoju chorować dalej. Nie masz bladego pojęcia kto to może być i szczerze nie chciałabyś się przekonywać. Przekręcasz klucz i naciskasz klamkę, Gdy Go widzisz ogarnia cię fala przerażenie i zdziwienia. Co ON tutaj robi? 
- Stefan? - pytasz otępiała. Nie tak miało być. Miałaś zejść mu z drogi, a on wszystko komplikuje i przychodzi do ciebie. Mówiłam, że może on nie będzie chciał abyś zeszła z jego drogi...
Normalnie martwiłabyś się jeszcze o swój wygląd, ale ból głowy wyklucza kompletnie tą opcję.
- Podobno tak mam na imię - dobry humor oczywiście go nie opuszcza. - Mogę wejść? - pyta. Nadal zdziwiona niemal automatycznie robisz mu miejsce w drzwiach, które potem zamykasz. 
- Mówiłem ci, że będziesz chora? - odwiesza kurtkę i zdejmuje buty. - Ale mnie nie posłuchałaś - spogląda w twoje oczy lecz ty momentalnie spuszczasz wzrok.
- Po co przyszedłeś? - pytasz zachrypniętym głosem i kaszlesz.
- Jak to po co? Pomóc w chorobie - mówi pogodnie śmiejąc się. Lecz nie z tobą te numery. Tylko ty umiesz ukrywać swój nastrój i zamiary. Wiesz, że skoczek przyszedł odbyć z tobą rozmowę. Żeby było zabawniej i ciekawej, na twój temat. Tylko ty nie bardzo masz na to ochotę. 
- Chcesz herbaty?- pytasz
- Poproszę - mówi i przepuszcza cię byś poprowadziła go do kuchni. Tam siada, a ty mimo zmęczenia i tego, że kontury przez ból głowy i gorączkę zlewają ci się w jedno starasz się zrobić wam ciepły napój.
- Usiądź. Ja zrobię - mówi w pewnym momencie podtrzymując się w talii i sadzając w przy stole. Zamykasz na chwilę powieki i masujesz skronie by ból ustał, a sprzed oczu zniknęły czarne plamki. Gdy je otwierasz jest o niebo lepiej.
- Jadłaś coś?  Cokolwiek? - pyta świdrując się wzrokiem.
- Nie mam apetytu - mruczysz krzywiąc się. 
- Chociaż jedną kanapeczkę, co? - proponuje.
- Na prawdę nie jestem głodna - powtarzasz.
- Chociaż pół - targuje się - Całkiem opadniesz z sił i jeszcze bardziej schudniesz, a i tak już jesteś chuda jak patyk. 
- Kto to mówi - prychasz cichutko pod nosem, ale skoczek tego nie słyszy bo już krząta się po kuchni, a ty bez słowa  z brodą opartą na dłoniach i lekko przymkniętymi powiekami się temu przyglądasz. 
Trochę go nie rozumiesz. Czemu mu tak bardzo zależy? Powinien zająć się sobą. Treningami i karierą, a nie jakąś dziewczyną z nienormalnej rodziny. Oj Anastazjo, daj chłopakowi spokój! Powinnaś skakać z radości pod sufit, że kogoś takiego spotkałaś, a nie wiecznie narzekać i komplikować.
- Proszę - postawił przed tobą szklankę herbaty z cytryną i 2 kanapki z serkiem topionym. Swoją drogą, to skąd on się wziął w lodówce. Nie pamiętasz kiedy ostatnio robiłaś zakupy.
Krzywisz się na widok jedzenia.
- Nie rób min, tylko jedz - nakazuje Stefan i sam upija łyk swojego napoju. 
- Nie zjem tyle. Na prawdę nie mam apetytu. - jęczysz.
- Ana, mam cię nakarmić? - wzdycha.
- Nie dałbyś rady - wystawiasz mu język. Zaskakujące jaki on ma na ciebie wpływ.
- Mogę spróbować - mówi cwaniacko i przesiada się obok ciebie, a ty patrzysz  na niego ja na kompletnego idiotę i pukasz się palcem wskazującym w czoło. - No otwórz buzię - poleca śmiejąc się.
- Jesteś porąbany - stwierdzasz i bierzesz łyk herbaty. 
- Może - wzrusza ramionami. - Ale kanapki i tak zjesz - szczerzy się. 
No i co? Dopiął swego. Zjadłaś obie kanapki i wypijasz całą herbatę. Oczywiście nie obyło się też bez śmiechu gdy skoczek jednak próbował cię nakarmić. Wiesz co Anastazjo? Zaczęłaś się szczerze uśmiechać. Ten chłopak ma na ciebie wspaniały wpływ i powinnaś się go mocno trzymać.
Później Stefan zagania cię do pokoju i żegna całusem w policzek co kompletnie cię zaskakuje i wprowadza w otępienie, ale nie zdążasz zareagować wydobywając z siebie słowa bo skoczek wychodzi z twojego pokoju i zamyka drzwi.

***
Taki mały suprajs :) Mam nadzieję, że miły :)
Pozdrawiam ;**

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 13

Po wczorajszym wieczorze zaliczyłeś oczywiście nieprzespaną noc.. Cały czas myślałeś o wczorajszej sytuacji i zachodziłeś w głowę co takie musiało się stać, że taka jest. Bo samo z siebie na pewno się nie wzięło. Tragiczne wydarzenie z przeszłości? Zawiedzione zaufanie? Nie miałeś pojęcia, ale postawiłeś sobie za punkt honoru się dowiedzieć. 

Zasnąłeś dopiero nad ranem co dało ci równiutkie 4 godzinki snu bo potem miałeś zjawić się pod skocznią skąd mieliście zrobić sobie ranny rozruch w postaci biegania. 
Gdy wszedłeś do łazienki sam się siebie przestraszyłeś. Blada twarz, podkrążone oczy i zmierzwione włosy. Ogarnąłeś się i o 8 byłeś na miejscu. Podchodzisz do reszty kadrowiczów i trenera po czym od razu zaczynać biec bo czekali tylko na ciebie.
- Co jest? - pyta Michael równając z tobą tępo biegu.
- Nic - odpowiadasz obojętnie wzruszając ramionami. - Co ma być?
- Wyglądasz jak trup więc pytam.
- Po prostu się nie wyspałem. - Jakby na potwierdzenie tych słów, ziewasz.
- To chyba nie tylko to - drąży. Ale on jest denerwujący.
- Tylko to - odpowiadasz stanowczo/
- Skoro tak uważasz. Albo chcesz uważać - wzdycha gdy zrozumiał że nic z ciebie nie wyciągnie. - Ale wiesz, że jakby co to zawsze możemy iść na jakieś piwo co coś.
- Wiem - kiwasz głową.
- A w ogóle, miałem wczoraj taką zabawną sytuację - zaczyna i śmieje się. Niewiarygodne jak szybko zmienia tematy i nastroje.
- Może chcecie zwiększyć tempo? Proszę bardzo. Kraft i Hayböck na przód! - zarządza trener, a blondyn tylko jęczy i próbuje się usprawiedliwiać, że co złego to przecież nie on, ale średnio działa to na Kuttina, który jest nieugięty.




Do mieszkania wracasz o 10. Jesteś bardzo głody bo śniadania oczywiście nie zjadłeś. W lodówce nie masz nic. Wzdychasz i zatrzaskujesz drzwiczki. Nie chce ci się nic gotować więc postanawiasz zjeść dzisiaj w restauracji. Dokładnie w tej samej, w której pracuje Anastazja. Cóż za przebiegłość panie Kraft. 
Znajdujesz się tam niedługo po tym jak wpadasz na ten genialny pomysł i zajmujesz stolik. Masz wielką nadzieję, że spotkasz tu dziewczynę i będziecie mogli porozmawiać. Jednak twoje plany spaliły na panewce, ponieważ podczas całego pobytu w lokalu nie widzisz blondynki. Gdy płacisz postanawiasz o nią zapytać. 
- Nastka jest chora, a o co chodzi? - pyta brunetka. Miałeś racje, że się rozchoruję.
- Nic nie mówiła, że ją choróbsko rozłożyło - uśmiechasz się lekko.
- No niestety, a pan to ktoś znajomy? 
- Kolega - odpowiadasz. Takim mianem chyba możesz się określić, prawda?
- Ach, tak  - lustruje się wzrokiem.
- No to nic, dziękuję za informację. Miłego dnia życzę - rzucasz i kierujesz się w stronę wyjścia.
- Miłego dnia - mówi jeszcze do twoich pleców.
Chyba oczywistą rzeczą jest, że kierunek, który obierasz to nie twoje mieszkanie, a dom Anastazji. Po 10 minutach jesteś na miejscu. Stajesz przed drzwiami i naciskasz dzwonek. Czekasz dłuższą chwilę lecz nikt nie wychodzi więc dzwonisz ponowie. I jeszcze raz. W końcu drzwi się otwierają i staje w nich blondynka w nie najlepszej kondycji zdrowotnej. Na twój widok otwiera szeroko oczy zdziwiona i jakby trochę przestraszona. 

- Stefan? - tylko tyle wydobywa się z jej ust.
***
Nie podoba mi się ten rozdział :( Jakiś słaby.
Do niedzieli :)
Pozdrawiam ;**

czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 12

Wybiegasz z mieszkania Stefana. Zbiegasz ze schodów i narzucasz na siebie kurtkę po czym ruszasz w stronę domu. Im dalej jesteś od bloku skoczka, tym bardziej zwalniasz.

Pomimo jego starań nie umiesz się przemóc by z nim normalnie pogadać. Chciałabyś mieć przy sobie kogoś takiego jak Kraft. Miły, zabawny, pomocny,  z wielkim sercem... Idealny materiał na przyjaciela. Ale dlaczego nie chcesz? Boisz się. Zwyczajnie się boisz. Że za bardzo powolisz mu się zbliżyć. Że mu na prawdę zaufasz, a on cię zawiedzie. Że nie będzie chciał się z tobą zadawać gdy dowie się z jakiej rodziny jesteś. 
Że znowu zostaniesz sama. A szczerze to masz już dość tej samotności. Przez tyle lat nie miałaś nikogo z kim mogłabyś choć porozmawiać, tak o niczym. Nigdy nie miałaś żadnej przyjaciółki ze względu na swoją sytuację w domu. Troszkę przerażała cię wersja, że pierwszą taką osobą miałby być Stefan. Przecież mówię, że to idealny materiał na przyjaciela! I w dodatku na prawdę się stara. Chciałby ci pomóc Ale to czy ty tego chcesz i czy mu pozwolisz, to zupełnie inna kwestia Anastazjo.
Ale ty przecież chcesz. Nie możesz się bać. Czasem trzeba zaryzykować bo potem będziesz żałować, że nigdy tego nie zrobiłaś. 
Przez całą drogę trzęsiesz się z zimna. Jest duży mróz i do tego pada śnieg. W domu jesteś po 20 minutach. Ojciec leży znowu pijany na kanapie, a w twoich oczach pojawiają się łzy. Właśnie dlatego nie chcesz go do siebie dopuścić. Nie chcesz żeby to widział. Ani teraz, ani nigdy. 
Stefan to skoczek, czyli sportowiec, czyli osoba medialna. Gdyby ktoś się dowiedział, że zadaje się z taką dziewczyną publicznie obsmarował by go gdzie tylko się da, a jego reputacja poszła by na marne. A ty nie możesz do tego dopuścić. 
Dla jego własnego dobra postanawiasz, że będziesz trzymać się od niego z daleka. Nie będziesz mu wchodzić w drogę i z głowy. Po problemie.  Na pewno? Skąd wiesz, że to on nie będzie chciał wejść ci w drogę?
Sama sobie poradzisz. Zresztą jak zawsze. Do tej pory idzie ci to świetnie, prawda?

***
Meeega krótki, ale nie dałam rady go nijak rozciągnąć.
84 --> http://zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com/
Do niedzieli:)
Pozdrawiam ;**