środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 14

Kraft miał rację. Zachorowałaś. Od rana męczy cię gorączka, katar i kaszel. Nie zjadłaś kompletnie nic i czujesz się cholernie osłabiona. Wzięłaś tabletki i nie masz najmniejszego zamiaru wychodzić z łóżka. Dzwoniłaś do pracy, że nie przyjdziesz, a Sophie obiecała, że poinformuje szefa i weźmie za ciebie zmianę Ta dziewczyna jest po prostu cudowna. Nie raz zdarza jej się pracować od rana do nocy po to by nazbierać pieniądze na studia. 

Ucinasz sobie drzemkę. Nic dziwnego przy temperaturze gdy słyszysz dzwonek do drzwi. Nie masz zamiaru, a co dopiero ochoty czy siły wstawać i jeszcze otwierać drzwi. Przewracasz się na drugi bok i nakrywasz głowę kołdrą. Jednak osoba zakłócająca twój spokój nie zamierza odpuszczać. Narzucasz więc na siebie szlafrok przeklinając dzwonek, chorobę i tego kto dzwoni. Wychodzisz z pokoju i po drodze jeszcze patrzysz na siebie w lustrze. Masz nadzieję, że gdy tylko otworzysz drzwi osoba, która tam stoi ucieknie przerażona i będziesz mogła w spokoju chorować dalej. Nie masz bladego pojęcia kto to może być i szczerze nie chciałabyś się przekonywać. Przekręcasz klucz i naciskasz klamkę, Gdy Go widzisz ogarnia cię fala przerażenie i zdziwienia. Co ON tutaj robi? 
- Stefan? - pytasz otępiała. Nie tak miało być. Miałaś zejść mu z drogi, a on wszystko komplikuje i przychodzi do ciebie. Mówiłam, że może on nie będzie chciał abyś zeszła z jego drogi...
Normalnie martwiłabyś się jeszcze o swój wygląd, ale ból głowy wyklucza kompletnie tą opcję.
- Podobno tak mam na imię - dobry humor oczywiście go nie opuszcza. - Mogę wejść? - pyta. Nadal zdziwiona niemal automatycznie robisz mu miejsce w drzwiach, które potem zamykasz. 
- Mówiłem ci, że będziesz chora? - odwiesza kurtkę i zdejmuje buty. - Ale mnie nie posłuchałaś - spogląda w twoje oczy lecz ty momentalnie spuszczasz wzrok.
- Po co przyszedłeś? - pytasz zachrypniętym głosem i kaszlesz.
- Jak to po co? Pomóc w chorobie - mówi pogodnie śmiejąc się. Lecz nie z tobą te numery. Tylko ty umiesz ukrywać swój nastrój i zamiary. Wiesz, że skoczek przyszedł odbyć z tobą rozmowę. Żeby było zabawniej i ciekawej, na twój temat. Tylko ty nie bardzo masz na to ochotę. 
- Chcesz herbaty?- pytasz
- Poproszę - mówi i przepuszcza cię byś poprowadziła go do kuchni. Tam siada, a ty mimo zmęczenia i tego, że kontury przez ból głowy i gorączkę zlewają ci się w jedno starasz się zrobić wam ciepły napój.
- Usiądź. Ja zrobię - mówi w pewnym momencie podtrzymując się w talii i sadzając w przy stole. Zamykasz na chwilę powieki i masujesz skronie by ból ustał, a sprzed oczu zniknęły czarne plamki. Gdy je otwierasz jest o niebo lepiej.
- Jadłaś coś?  Cokolwiek? - pyta świdrując się wzrokiem.
- Nie mam apetytu - mruczysz krzywiąc się. 
- Chociaż jedną kanapeczkę, co? - proponuje.
- Na prawdę nie jestem głodna - powtarzasz.
- Chociaż pół - targuje się - Całkiem opadniesz z sił i jeszcze bardziej schudniesz, a i tak już jesteś chuda jak patyk. 
- Kto to mówi - prychasz cichutko pod nosem, ale skoczek tego nie słyszy bo już krząta się po kuchni, a ty bez słowa  z brodą opartą na dłoniach i lekko przymkniętymi powiekami się temu przyglądasz. 
Trochę go nie rozumiesz. Czemu mu tak bardzo zależy? Powinien zająć się sobą. Treningami i karierą, a nie jakąś dziewczyną z nienormalnej rodziny. Oj Anastazjo, daj chłopakowi spokój! Powinnaś skakać z radości pod sufit, że kogoś takiego spotkałaś, a nie wiecznie narzekać i komplikować.
- Proszę - postawił przed tobą szklankę herbaty z cytryną i 2 kanapki z serkiem topionym. Swoją drogą, to skąd on się wziął w lodówce. Nie pamiętasz kiedy ostatnio robiłaś zakupy.
Krzywisz się na widok jedzenia.
- Nie rób min, tylko jedz - nakazuje Stefan i sam upija łyk swojego napoju. 
- Nie zjem tyle. Na prawdę nie mam apetytu. - jęczysz.
- Ana, mam cię nakarmić? - wzdycha.
- Nie dałbyś rady - wystawiasz mu język. Zaskakujące jaki on ma na ciebie wpływ.
- Mogę spróbować - mówi cwaniacko i przesiada się obok ciebie, a ty patrzysz  na niego ja na kompletnego idiotę i pukasz się palcem wskazującym w czoło. - No otwórz buzię - poleca śmiejąc się.
- Jesteś porąbany - stwierdzasz i bierzesz łyk herbaty. 
- Może - wzrusza ramionami. - Ale kanapki i tak zjesz - szczerzy się. 
No i co? Dopiął swego. Zjadłaś obie kanapki i wypijasz całą herbatę. Oczywiście nie obyło się też bez śmiechu gdy skoczek jednak próbował cię nakarmić. Wiesz co Anastazjo? Zaczęłaś się szczerze uśmiechać. Ten chłopak ma na ciebie wspaniały wpływ i powinnaś się go mocno trzymać.
Później Stefan zagania cię do pokoju i żegna całusem w policzek co kompletnie cię zaskakuje i wprowadza w otępienie, ale nie zdążasz zareagować wydobywając z siebie słowa bo skoczek wychodzi z twojego pokoju i zamyka drzwi.

***
Taki mały suprajs :) Mam nadzieję, że miły :)
Pozdrawiam ;**

2 komentarze:

  1. O jeju. *.* Stefan taki cudowny. Normalnie brak słów. Zdecydowanie Ana musi sie go trzymać! Nie ma innej opcji! Czekam na next :)
    Pozdrawiam,
    Karolina R. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww *,* Kurcze takie suprajsy to częściej poproszę. Rozdział genialny, chyba do tej pory mój ulubiony. Anastazja troszkę się otworzyła i wyszło jej to na dobre! Stefan jest uroczy i bardzo opiekuńczy, serio powinna się Go trzymać ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń