niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 19

Następnego dnia macie trening na hali tylko po południu więc rano, około 10 postanawiasz wybrać się do Michaela i zobaczyć jak się trzyma po wczorajszej imprezie. On i jego mieszkanie.
Ubierasz się i wychodzisz z mieszkania. Wsiadasz do samochodu i ruszasz w kierunku bloku Hayboecka. Po kilku minutach jesteś pod jego lokum i dzwonisz dzwonkiem. O dziwo blondyn dość szybko staje w drzwiach i nie wygląda najgorzej.
- Zapomniałeś czegoś? - pyta na wstępie wpuszczając cię do środka.
- Cześć Michi - witasz się ironicznie.
- No cześć, cześć - wywraca oczami i zaprasza cię do kuchni.  - Co cię do mnie sprowadza o tej przed po południowej porze? Napijesz się czegoś? - proponuje.
- Soku. Jeśli posiadasz - droczysz się z nim.
- Wyobraź sobie, że posiadam - fuczy na ciebie biorąc karton napoju z blatu oraz dwie szklanki, które stawia na stole i nalewa wam. - No to co cię do mnie sprowadza? Nie wiem, chcesz powiedzieć Anastazji, że się w niej zabujałeś? Albo chcesz się jej oświadczyć? - przekrzywia głowę w prawo. - Może od razu wziąć z nią ślub? - tym razem w lewo. - O, a może szukacie chrzestnego? Ja się idealnie nadaję! - wyszczerzył się, a ty wypluwasz ciecz, którą miałeś w ustach. Michael krzywi się z niesmakiem i przeciera twarz.
- Stary - jęczy. - No proszę cię. Wystarczy, że w nocy musiałem tutaj myć blat. - wstaje z ociąganiem chwyta ścierkę i wyciera stół.
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie - kręcisz energicznie głową - Czy ciebie do reszty pojebało?! Coś ty wczoraj pił?! - parskasz.

- Czyli coś jest na rzeczy - kiwa głową zamyślony.

- Że niby co jest na rzeczy? Anastazja to tylko moja... - urywasz nie wiedząc jak właściwie nazwać wasze relacje. Lubisz ją. I to bardzo. Widzisz, że ona też cię lubi. I to by było na tyle co do kwestii, których jesteś pewien.
- Kto twoja? - blondyn cwaniacko nadstawia ucho, ale ty nic nie odpowiadasz. - No właśnie. No ale co, nie powiesz mi przecież że ci się nie podoba - wbija w ciebie wzrok. On chyba chciał ci zrobić jakieś przesłuchanie. I to konkretne. A tego nie chciałeś, bo niczego tak na prawdę nie jesteś pewny.
- Lubię ją - odpowiadasz wymijająco wzruszając ramionami. 
- Ale lubisz, czy lubisz lubisz czy może lubisz, lubisz, lubisz? - drąży unosząc brew.
- Cholera, Michael! Nie wiem. To nie jest taka najzwyklejsza w świecie dziewczyna. - mówi.
- Czyli jest dla ciebie ważna - pociera palcami brodę.
- Wiesz co? Gdy skończysz kiedyś skakać to idź na psychologa. - sprytnie próbujesz zmienić temat. Zwykle takie sztuczki na blondyna działają. Nie dzisiaj.
- Może - odpowiada zdawkowo - A teraz gadaj. Kiedy zamierzasz przyznać się, że się w niej zakochałeś? - nie zamierza odpuszczać. Powinieneś się tego spodziewać.
- Nie wiem czy to zakochanie - wzruszasz ramionami. Ale chciałbyś, prawda? - Najpierw chcę żeby mi na prawdę zaufała bo tak konkretnie to nic o niej nie wiem.
- Przecież to, że wiesz jak ma na imię to gigantyczny sukces - śmieje się.
- Pieprz się - mruczysz.
- Oj no nie gniewaj się Stefciu - cmoka. Teraz naszło go na żarty. Ma zmienne nastroje i nastawienia jak kobieta w ciąży. 
- Dobra, skończ i zbieraj się na trening - wzdychasz ucinając dyskusję.
- Tak jest, panie kapitanie - poderwał się momentalnie z miejsca , stanął na baczność i zasalutował.

***
Przepraszam za poślizg.
Kolejny powinien być w środę.
Pozdrawiam ;**

1 komentarz:

  1. Przepraszam za nie skomentowanie poprzedniego rozdziału, ale czasu nie miałam praktycznie w ogóle. ;c
    Co do tego rozdziału,to jestem zachwycona. Jest genialny. Masz wielki talent.
    Przepraszam również za krótki komentarz,ale teraz też nie mam za dużo.czasu. Przy kolejnym sir poprawię,obiecuję.
    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń