środa, 30 grudnia 2015

Rozdział 23


Rano wstajesz zaczynając zwykły dzień. Jesz śniadanie, ubierasz się i wychodzisz do pracy. Witasz się ze znajomymi i zakładasz fartuszek po czym od razu wychodzisz na salę by zbierać zamówienia bo dzisiaj wyjątkowo od samego rana jest duży ruch. Praca idzie ci dość sprawnie ale musisz zostać po godzinach bo ludzi naprawdę nie brakuje. 

Podchodzisz do kobiety siedzącej przy stoliku i przeglądającej menu.

- Co podać? - pytasz wyjmując notes

- Poproszę o 10 minut rozmowy. - unosi na ciebie wzrok, a ty rozpoznajesz swoją matkę - Błagam. Proszę tylko o 10 minut rozmowy - patrzy na ciebie błagalnym wzrokiem.
- Tutaj?
- 10 minut.
- Jestem w pracy. - próbujesz się wymigać.
- Jesteś po godzinach, a ja jestem ostatnią klientką więc w czym problem?
Wzdychasz i siadasz na przeciwko niej.
- Dziękuję. Na początku chciałam cię bardzo przeprosić. Ja wiem, że jestem kiepską matką, nawet bardzo kiepską. Wiem. Ale po prostu nie dawałam sobie rady psychicznie z twoim ojcem...
- A ja to niby miałam sobie dać rady? Miałam 10 lat. - syczysz ze zbierającymi się w oczach łzami.
- Wiem, Anastazjo, wiem. Naprawdę przepraszam.Chciałam cię ze sobą zabrać, ale nie mogłam. Zagroził mi, że zgłosi to na policję jako porwanie. Czy on.... czy nadal...
- Czy nadal pije? Postanowił to rzucić. Od kilku dni nie tknął alkoholu - mówisz dumnie.
- To cudownie - uśmiecha się lekko przez łzy. - Widzę, że świetnie sobie radzicie... Anastazjo, chciałam tylko zapytać czy kiedyś mi wybaczysz? - popatrzyła na ciebie tak smutnym wzorkiem, że mimowolnie po twoich policzkach popłynęły łzy. Mimo, że byłaś na nią taka wściekła kiedy wyjechała to też doskonale pamiętasz ile razy zazdrościłaś koleżankom z klasy, że mają pełne, normalnie rodziny. Że miały ojca i matkę razem w domu. Doskonale pamiętasz jak cholernie jej potrzebowałaś dy jej nie było. Ścierasz rękawem słone krople.
- Spróbuję... - urywasz - Mamo... - szepczesz nie mogąc powstrzymać płaczu. Kobieta wstaje i toniesz w jej uścisku. Mocno obejmujesz ją za szyję jakby bojąc się, że zaraz znowu ucieknie i płaczesz jej w szyję. To po prostu. Ona też nie hamuje emocji. Obie jesteście całkowicie szczere. Tak bardzo ci tego brakowało.
- Dziękuję - szepcze do twojego ucha.
Po kilku minutach odsuwacie się od siebie, a matka obiecuje spotkanie w przyszłym tygodniu gdyż jutro czeka ją jeszcze służbowy wyjazd.
- Niestety nie dam rady tego przełożyć, Anastazjo.
- Dobrze, mamy czas. - przerywasz jej, a ona uśmiecha się lekko.
Żegnacie się, a ty wreszcie możesz iść do domu. Jesteś taka szczęśliwa. Czy to nie dziwne, że odkąd poznałaś Stefana woje życie zmieniło się na lepsze? Może coś w tym jest na rzeczy?


Wkraczasz do domu, zdejmujesz kurtkę i idziesz do salonu. Gdy zastajesz ten widok łzy znowu stają ci w oczach. Tym razem ze smutku. Ojciec znów się upił.

- Przecież mówiłeś, że z tym skończysz! - chwytasz wściekła butelkę alkoholu i rzucasz nią o podłogę. Szkło się rozbija, a płyn rozlewa po podłodze. - Mówiłeś, że zrozumiałeś, że źle robisz!

- Oszalałaś?! - krzyczy gdy to samo chcesz zrobić z drogą butelką.

- Obiecałeś! - również krzyczysz łamiącym się głosem mimowolnie cofając się o krok.
- Oddawaj to gówniaro! Natychmiast! - ryczy. Pierwszy raz widziałaś go aż tak zdenerwowanego i pierwszy raz zaczęłaś się bać, że może cię uderzyć. Można mu wiele zarzucić, ale nigdy, przenigdy cię nie uderzył.
Wydziera ci z ręki butelkę, a ciebie samą popycha na ścianę. Czujesz ból w ramieniu, ale to nic. Boisz się go. I to naprawdę. Wybiegasz z salonu i chwytasz tylko kurtkę. Szybkim krokiem, nie zważając na płynące łzy idziesz do parku. Tam siadasz na ławce, podciągasz nogi do brzucha oplatasz je rękami, a na kolanach opierasz głowę i wybuchasz szlochem. Och Anastazjo...
A podobno miało się zacząć układać... Gówno prawda. Nadal będzie tak beznadziejnie jak przez wcześniejsze lata. Tak cholernie źle. Masz taką wielką ochotę żeby cię ktoś teraz przytulił. Tak z czystej dobroci. Chociaż na chwilę. Najlepiej Stefan, prawda? Ale on nie może. Tyle razy przecież powtarzałaś, że nie możesz się z nim spotykać bo skopiesz mu reputację... Czemu twoje życie jest takie ciężkie? Kiedy coś zaczyna się dziać dobrze kolejna rzecz wszystko rujnuje.
Czujesz jak ktoś obejmuje mnie ramionami. Przerażona natychmiast się podrywasz i przez załzawione oczy widzisz właśnie Krafta.
- Chodź tutaj - szepcze rozchylając ramiona, a ty nie możesz inaczej i siadasz na jego kolanach obejmując jego szyję rękami i kładąc głowę na ramieniu nadal płacząc i użalając się nad swym losem. On natomiast obejmuje cię mocno swoimi silnymi i bezpiecznymi ramionami. Tak bardzo chciałabyś nigdy nie musieć się z nich uwalniać... Jesteś pełna sprzeczności, Anastazjo. Po kilku minutach uspokajasz płacz i odsuwasz się od niego delikatnie.
- Dziękuję - szepczesz tylko ocierając policzki.

- Anastazjo powiedz mi co się stało - prosi patrząc ci w oczy.

- Nie chcę ci zajmować więcej czasu - mówisz i próbujesz wyswobodzić się z jego uścisku, ale on ci na to nie pozwala.

- Ale ja chcę żebyś zajęła mój czas. Najlepiej całe moje całe życie. Kocham cię, Anastazjo - oświadcza po czym delikatnie cię całuje.

- Co? - dukasz przerażona. Że co on robi?! Kocha?! Przecież to nie możliwe! On przystojny skoczek, chłopak z dobrego domu, ze wspaniałą perspektywą na przyszłość. I ty, zwykła szara dziewczyna, w którym ojciec jest alkoholikiem. I że niby co? ON CIĘ KOCHA? To nie ma szans bytu.
- Ale to przecież nie... - urywasz - To niemożliwe - jęczysz płaczliwym tonem. - Możesz to powtórzyć? - pytasz ze złudną nadzieją, że może coś ci się przesłyszało.
- Kocham cię, Anastazjo - mówi pewnie bez chwili zawahania - I chcę znać powód twojego płaczu - ociera twój policzek.
- Ale przecież ty zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Na jakąś ładną dziewczynę z matką, która nigdy jej nie zostawiła i ojcem, który nie nadużywa alkoholu - z twoich oczu znowu płyną łzy. - Nie mogę ci tego zrobić Stefanie, nie mogę wciągać cię w to bagno, które jest moim życiem.
- Anastazjo - szepcze łapiąc twój podbródek i trzyma go tak abyś patrzyła na niego. - Kocham ciebie. Nic innego się nie liczy. Bez ciebie nic nie ma sensu. Zajęłaś w moim życiu bardzo ważne miejsce i nie wyobrażam go już sobie bez ciebie. - mówi patrząc ci w oczy.
Wpatrujesz się w jego cudowne oczy i po chwili unosisz delikatnie kąciki ust do góry.
- Naprawdę? - pytasz słabym głosem.
- Naprawdę - mówi pewny - A ty?
Czasem warto zaryzykować Anastazjo, pamiętaj.
- Ja... ja też - szepczesz mimo zdrowego rozsądku, że przecież nie powinnaś. Ale jak widać to serce przejęło stery nad twoimi ustami, które Kraft łączy teraz ze swoimi w cudownym pocałunku
Wreszcie zrozumiałaś, że jeżeli będziesz miała przy sobie Stefana to wszystko będzie dobrze.

---
Taa... po 5 miesiącach wreszcie coś dodaje. A przecież całego bloga miałam już dawno napisanego w całości... Przepraszam jeżeli ktoś tutaj jeszcze w ogóle czekał. 
Epilog pojawi się jutro, co by zakończyć jakoś ten rok. Spodziewajcie się również w najbliższych dniach aktywności na moich innych blogach. Można powiedzieć, że powoli odżywam.
Pozdrawiam ;*

1 komentarz:

  1. Hej Kochana!
    Rozdział genialny.
    Ojcec Anastazji powinien iść na jakąś terapię. Przecież nie może zrobić jej krzywdę będąc pod wpływem alkoholu.
    A jej matka? Zostawiła ją i tak nagle się pojawia, chcąc wszystko naprawić... Może to i dobrze. Może Anastazja będzie miała przynajmniej jednego, w miarę normalnego rodzica.
    No i Stefan! On jest cudowny w tym opowiadaniu. Taki troskliwy i kochany.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i weny życzę oraz przepraszam za kiepski komentarz. Obiecuję poprawę przy kolejnym.
    Buziaki i Szczęśliwego Nowego Roku życzę.
    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń